Jestem skazana na zwierzęta. Otaczają mnie zewsząd, gdzie się nie pojawię, tam wszędzie są, a im jest ich więcej, tym bardziej je kocham.
W domu trzy koty. W poprzedniej pracy też koty rozpuszczałam, bo zawsze miałam w kieszeniach jakieś smakołyki dla nich, no to przychodziły potem na balkon i żebrały. Nie wiem skąd, ale zawsze wiedziały kiedy i gdzie się pojawię, i też tam były.
Teraz mam złote rybki w stawie i cztery żółwie. Przepiękne!
Największa to żółwica i nie uwierzycie, ma 35 lat, najmniejszy żółw ma dziesięć lat. Mniejszy czarny to Majk, lat około dwadzieścia pięć, mój ulubieniec, przychodzi do mnie do pokoju w gości. No zdarzyło mu się nasikać i zrobić kupę, ale nie na dywanie.
Te dwa jasne żółwiki – to jeden grecki, drugi mauretański, a te czarne – to żółwie lądowe, mają swoją nazwę, ale nie pamiętam. Jak się dowiem, dopiszę. Jestem nimi zauroczona, chodzą sobie po ogrodzie, robią co chcą, oczywiście zawsze mam dla nich sałatę, liście kapusty czy cząstki kalafiora. Nie może być inaczej.
I wiecie co? Nadstawiają główki do głaskania…



O rybkach innym razem.
Krystyna
Takie żółwie ogrodowe są bardzo praktyczne, same się wyprowadzą na spacer, mało jedzą, a trawy na ogrodzie jest pod dostatkiem, potowarzyszą w letnie popołudnie…
O aspektach kulinarnych nie wspomnę wcale a wcale :). Towarzyszy się wszak nie zjada, ale w razie czego, gdy głód przyciśnie – też jest ratunek :). Hmmm, żółw najlepszym przyjacielem człowieka ? :).
Dobrego dnia, Krysiu :).